Macierzyński galimatias. Pieluchy, rozszerzanie diety, bilanse w przychodni, na złamanie karku na sensoplastykę, a potem gordonki. W międzyczasie pranie, zdrowa eko wege zupa, a jedną ręką na czytniku przerzucasz strony e-booka o tym jak parentingować jeszcze więcej i jeszcze lepiej. I jest, czarno na białym piszą, że najlepiej od urodzenia to dwa języki, albo od razu trzy.
Zresztą, wszystkie Twoje ulubione matki-blogerki już to robią. I Ty, jako mama odpowiedzialna i zaangażowana, działałaś sobie na boku z angielskim, bo przecież miałaś go na studiach i pojawia się w pracy i to jest jakby oczywiste i nie jest już opcją. Ale co z tym trzecim językiem?
W myślach rachujesz, który teraz najbardziej się opłaci i realistycznie jesteś w stanie to zrobić. Chiński? Rosyjski? Niemiecki? Coś jednak w sercu podpowiada Ci, że może hiszpański, bo okej, to może wstyd, ale zawsze lubiłaś brazylijskie telenowele, bo okej, nigdy się do tego głośno nie przyznasz, ale gdy w głośnikach leci “Despacito” to biodro Ci samo zatacza ósemki i w sumie miałaś na studiach lektorat z hiszpańskiego… w piątki o 18.30, więc wiadomo…
via GIPHY
Byłam tą matką. Która chciała, oj strasznie chciała dzieci nauczyć hiszpańskiego i zaczęła tak z marszu - dziś postanawiam, dziś zaczynam, nie znając nawet podstaw języka. Zresztą, ten burzliwy lingwistyczny romans już został tu w trzech mięsistych częściach przedstawiony (zacznij od pierwszej: “Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 1” a potem za rękę poprowadzę Cię do kolejnych). A o tym jak z dziećmi działam po hiszpańsku dowiesz się z dedykowanej postrony HISZPAŃSKI DLA DZIECI w dziale DWUJĘZYCZNOŚĆ.
O tym co robiłam na początku naszej przygody z językiem hiszpańskim żeby choć trochę nadgonić za moimi dziećmi, już opowiadałam. Dziś o tym co robię na ten moment żeby choć minimalnie podtrzymywać znajomość języka, a przy dobrych wiatrach - szlifować ją.
Background, jeśli jesteś tu pierwszy raz: jestem pracującą mamą 2 żywiołowych chłopaków, mieszkam we Wrocławiu, wszędzie mnie pełno, bo lubię i chcę robić dużo różnych rzeczy. Zdecydowanie nie mam więc czasu na wkuwanie czy nawet kurs z lektorem.
Po co uczę się hiszpańskiego? Bo chcę przekazywać ten język lub chociaż jego elementy swoim dzieciom, w domowych warunkach, przez zabawę, bez ślęczenia nad podręcznikami lub dojazdów na zajęcia dodatkowe.
Aplikacja do nauki hiszpańskiego na telefon.
Uważam, że nie można nauczyć się całego języka z aplikacji, niemniej jednak warto mieć zawsze pod ręką coś, co w produktywny sposób zastąpi nam bezmyślne scrollowanie instagramu i użalanie się, że nigdy nie będziesz tak dobra jak internetowe matki.
Korzystanie z aplikacji jest o tyle wygodne, że nie wymaga ani wielkich przygotowań, ani specjalnych warunków - ot, wyciągamy telefon i vamos! Większość osób na grupach facebookowych i forach poleca Duolingo - ja korzystałam z niej przez 70 dni bez przerwy i po tym doświadczeniu oraz korzystając ze swojej wiedzy o tym jak człowiek uczy się języków nabytej przez 8 lat pracy jako lektor - z czystym sumieniem NIE POLECAM.
Zdecydowanie fajniejszą apką, uwzględniającą to jak uczy się ludzki mózg, jest Memrise. Dużym jej plusem są nagrania native speakerów - nie tylko audio, ale też video (przynajmniej w wersji płatnej, która absolutnie jest warta tych 35zł miesięcznie). Widząc wyraz twarzy, gesty możemy o wiele szybciej przyswoić dane słowa czy frazy. Apka korzysta też z algorytmów spaced repetition.
Najlepszy podręcznik do hiszpańskiej gramatyki
Wiem, że teraz każdy, kogo kiedykolwiek uczyłam angielskiego w ciągu ostatniej dekady, przetrze trzykrotnie oczy, a potem zorientuje się, że ma szczenę na podłodze, więc będzie musiał się schylić i podnieść.
via GIPHY
Konwersacje online z native speakerem języka hiszpańskiego
via GIPHY
Wrzuć na luz!
Jak nauczyć się hiszpańskiego w domu? Przede wszystkim wrzucając na luz. Mnie ten język przychodzi łatwo i bezproblemowo, ale wiesz w czym tkwi mój sekret? Że ja nie czuję ciśnienia. Nie uczę się do egzaminu, nie założyłam się z nikim o to kto pierwszy nauczy się 100 języków, od znajomości tego języka lub też jej braku nie zależy los mojej kariery zawodowej. Dla mnie język hiszpański to zabawa, a nauka to przywilej dzięki któremu mogę przekazywać ten piękny język dzieciom i zarażać je pasją do nauki i poznawania innych kultur.
via GIPHY
Autorka bloga EloPomelo.pl
5 Comments
Ja jestem team Busuu – próbowałam różne apki do nauki języków i ta jest najbardziej życiowa – próbowałaś z nią się uczyć? To jest świetnie opracowany kurs, wprowadzający zagadnienia z gramatyki, słownictwa, słuchania, czytania. Plus z każdym poziomem lektorzy dopasowują się do tempa nauki – na początku wszystko jest powoli, a później szybciutko 🙂 plus lekcje są bardzo krótkie i jeśli się robi sensownie, można faktycznie osiągnąć szybko poziom A1 i mówić 🙂 a i są tez fajne ćwiczenia angażujące społeczność – pisanie krótkich tesktów, które sprawdzają Ci inne osoby. Zdecydowanie polecam! 🙂
Z książek, jak już załapałam podstawy w końcu, spodobały mi się „hiszpański w tłumaczeniach” – są do gramatyki, ale tez do słownictwa. Można poukładać sobie w głowie jak zastosować to wszystko na realnych przykładach 🙂
I książki do czytania! Roja es la nieve – kryminał ze słowniczkiem i ćwiczeniami a1
A i na spacery zabierałam fiszki 😀 nie przepadam za tym sposobem, ale muszę przyznać ze poszerzyły mi znacząco słownictwo :))
Nie próbowałam Busuu, ale super, że o tym piszesz – muszę sprawdzić!
Znam angielski w tłumaczeniach, bo mieliśmy tę serię w szkole językowej i słyszałam dużo dobrego od iberofreaków na instagramie o hiszpańskiej wersji tych książek.
Serię ze słownikiem też znam, ale jakoś mi to ostatnio nie podchodzi.
Do fiszek – własnych – jest super aplikacja Anki, bo przypomina Ci daną fiszkę w odpowiednich interwałach czasowych, żeby naprawdę nigdy tego nie zapomnieć 🙂
Dzięki za super wartościowy komentarz <3
Anki chciałam spróbować, ale to jest zbyt nieintuicyjne dla mnie + kosztuje 120zł na ios czy jakoś tak, a przy tym interfejsie to wiem, że odpadnę 😀 wiec mecze fizyczne karteczki i w sumie mi się spodobało, przynajmniej na telefon się nie patrzę całyc zas! 🙂
To prawda, fizyczne karteczki mają tę zaletę, że człowiek trochę odpoczywa od ekranów.
Weronika z bloga Planeta Języków fajnie napisała o przyswajaniu nowego słownictwa i przygotowała szablon fiszek innych niż wszystkie. Ja z nich korzystam i zawsze zachęcałam moich kursantów na angielskich, żeby spróbowali.
Ja akurat w ogóle nie mam problemu z zapamiętywaniem dużych ilości słownictwa, w sumie wystarczy że raz czy dwa usłyszę/przeczytam jakieś słowo i już je pamiętam. Gorzej ze strukturami gramatycznymi, jakimiś odmianami, etc. Wtedy tego typu powtórki u mnie są potrzebne 🙂
Hiszpańskiego chciałam się kiedyś uczyć i wciąż mam go w planach (najpierw chcę dopracować niemiecki). Podcasty sobie zapiszę. Na pewno się przydadzą 😀