Najbardziej skorzystasz z tych luźnych zapisków jeśli przeczytasz je wszystkie, tzn. każdą część historii języka hiszpańskiego w moim domu. Podzieliłam ją na 3 części, żeby nie zamęczać Cię całością na raz. Są w sam raz do porannej kawy (mam nadzieję, że Twoja jest zawsze ciepła).
Część 1: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 1
Część 2: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 2
Część 3: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 3
Są to totalnie spontaniczne notatki (aczkolwiek uporządkowane chronologicznie) z mojej drogi, ale jeśli chciałabyś otrzymać gotowy pakiet z linkami do źródeł fajnej muzyki, bajek dla dzieci czy bezpłatnych materiałów - daj znać w komentarzu pod tym tekstem lub mailowo (powiedzelopomelo@gmail.com) - mogę coś takiego dla Ciebie przygotować i opublikować tutaj na blogu. Po części pierwszej wpisu pojawiły się już prośby o więcej, dlatego czuję się wysoce zmotywowana!
Dni są coraz dłuższe i coraz cieplejsze. Coraz częściej nie docieramy ze starszakiem na jego hiszpański - bo tu jakieś plenerowe urodziny, to rowerami zboczyliśmy ze ścieżki, tu zabawa na podwórku się rozkręca i chyba nie zdążymy. Spoko, nie szkodzi - myślę, bo przecież jestem gotowa by być źródłem hiszpańskiego. Tylko pragnienie tego języka u moich dzieci jakby przygasa. Pracuję coraz więcej i coraz mniej czasu spędzam z nimi. W tym samym czasie po burzliwych dyskusjach z M. i dogłębnej analizie sytuacji, decydujemy, że będę więcej mówiła do dzieci po angielsku (tego na początku nie było w agendzie - czytać tak, śpiewać owszem, ale mówić to do nich nie miałam).
Dosięga mnie klątwa niedoścignionych ideałów matek (i ich dzieci) internetu. Wygląda na to, że ich dzieci są ZAWSZE otwarte na nowe języki i ZAWSZE chętnie się ich “uczą”, osiągając przy tym spektakularne efekty. A moje nie. Czyli robię coś źle.
Daję sobie spokój. Odpuszczam. Oddaję hiszpańskojęzyczne książki dzieciom znajomej Meksykanki (są zachwycone i ona też! Tyle wygrać!). Szkoda mi włożonego wysiłku, straconego (sic!) czasu, tym bardziej, że wciąż podglądam te cudowne dzieci internetu, które w ekspresowym tempie opanowują kolejne języki. Jakże głupia byłam patrząc na nie w oderwaniu od szerszego kontekstu! Po żałobie przychodzi jednak akceptacja. Skupiam się na wspomaganiu dzieci w przyswajaniu drugiego języka naszej rodziny czyli angielskiego. Co raz bardziej nieśmiało wpisuję ten swój hiszpański w cv, bo tracę z nim łączność.
Moim dzieciom zdarzają się jednak przebłyski.
W naszej okolicy mieszka kilka rodzin, spośród których przynajmniej jedno z rodziców jest hiszpańskojęzyczne. Mój bobik Miko, w tamtym czasie około półtoraroczny, zawsze najpierw podchodzi na placu zabaw do tych dzieci. Uspokaja się gdy meksykańska znajoma mówi do niego po hiszpańsku. A Maks, choć “obrażony” na hiszpański i obiecujący, że już nigdy przenigdy (wychodzę przecież czasem z propozycją powrotu do szkoły językowej), to zamiast Head & Shoulders, Knees and Toes podśpiewuje Cabeza, Hombros, Rodillas y Pies. Kiedy w radio nadają Despacito to uśmiecha się i mówi, że to po hiszpańsku. A raz zamiast Jump, jump! krzyczy do brata ¡Salta, Salta!. Wraca nadzieja, choć czasu i sił brak.
Autorka bloga EloPomelo.pl
1 Comment
[…] temu szerszy kontekts. Część 1: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 1 Część 2: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. 2 Część 3: Historia języka hiszpańskiego w moim domu vol. […]